Rozmowy o Biblii. Nowy Testament Anna Świderkówna 7,6
ocenił(a) na 82 tyg. temu Ostatnia część trzytomowej monograficznej edycji o Biblii, i ten sam analogicznie jak w poprzednich edycjach zadany na wstępie klucz do zrozumienia: na Biblię trzeba patrzyć oczami tamtych ludzi.
A więc w aspekcie historycznym tło polityczne starozytnosci, kiedy ( „pogański’’) politeizm na każdym kroku ścierał się z monoteizmem, i każdy dogmat religijny walczył do prawa kultu, o publikę i aplauz, metodą negacji, deprecjacji i i demonizmu dogmatów sobie przeciwnych (innych).
Nowy Testament to druga część Biblii stanowiącej 27 ksiąg gatunku literackiego w tym 4-ry ewangelie Mateusza, Marka, Łukasza i Jana, dla wyznawców chrześcijaństwa to sakralny manifest i memoriał.
Na tą spuściznę literacką jako dorobku dawnej kultury, każdy patrzy inaczej, zależnie od preferencji w nastawieniu do wiary, i każdy w tej edycji domyślnie szuka co innego: ateista proweniencji historycznej, agnostyk argumentacji dla przechylenia szali, wierny potwierdzenia sensu swojej wiary.
Autorka dyskretnie stawia pytanie, dlaczego religia która zdominowała świat, wykluła się wziąwszy pod uwagę regionalizację i hegemonizację kultur nie w tym miejscu, w którym powinna.
Był autokratyczny hellenizm, z zasobnym dziedzictwem kultury, z rozlaną greką i paradygmatem filozoficznym; była kolebka Mezopotamii z kulturami starymi i spetryfikowanymi od zarania przez Sumerów, Persów, Asyryjczyków… była cywilizacja egipska naznaczona progresem w każdej dziedzinie.
Akurat w małym regionie z małą populacją jego mieszkańców, który okres świetności miał daleko poza sobą, i w tym czasie (i wiele lat przed ) nie posiadał własnej autonomii, a lud żył pod batem rzymskiego ( wcześniej kolejno asyryjskiego, babilońskiego, perskiego, hellenistycznego) agresora lub w diasporze.
Ale region ten miał jedną geopolityczną zaletę, przez niego szły szlaki handlowe łączące ekspansjonistyczne i wysoko rozwinięte cywilizacje na południu i północy, gdzie tą trajektorią szły siłą nośną wieści, symptomaty i atrybuty każdej cywilizacji i kultury ( religii),osiadały , mieszały się, wikłały w nowe wyrafinowane doktryny. I jeszcze w umysłach semitów, ludu nauczonego od kołyski handlu i spekulacji myślowej.
Szły nacieki hellenistyczne, w których w momencie kiedy człowiek zaczął zaznaczać swoją indywidualność i głos, była tęsknota w kontekście wiary za relacją z bóstwem opartej na wzajemnej miłości , z nadzieją zbawienia i iluzji życia wiecznego w świecie transcendentalnym.
Ten region z dostępem do morza ( a droga morska była najtańsza) geograficznie w centrum cywilizacyjnym zapraszał turystykę tegoż świata: pielgrzymi sanktuaryjni, kolonizatorzy rzymscy, zwykli turyści ciekawi świata i podróży, handlarze, interesanci, przedsiębiorcy…pomimo aneksji przez cesarstwo rzymskie. Bo ta aneksja nie odbierała ludowi całkowicie wolności, była restrykcyjna wobec fiskalności i porządku społecznego z prerogatyw kodeksu rzymskiego, ale nie narzucała kultu cezara, celebracji rzymsko-pogańskich, bez szowinizmu i anihilacji rdzennych wartości kulturowych państwa izraelskiego.
W owym czasie Cesarstwo Rzymskie było w blasku i zbytku, zapewniało dobrobyt, pokój i bezpieczeństwo. Anektowane kraje podzielono na prowincje zarządzane w imieniu cezara lub senatu przez legatów ( (prokuratorzy). Władza wykonawcza w Palestynie (Galilea, Judea, Perea) w drugiej połowie I wieku p.n.e z legatu Rzymu była pod dyktatem Heroda Wielkiego, chciwego tronu ale także inicjatora urbanistyki, zbudował miasto Cezareę, wytwory architektury : gimnazjony, stadiony, hipodromy, reaktywował świątynię w Jerozolimie. Herodokracja była władzą absolutną i anarchiczną, gdzie instrumentem był bezwzględny mord gdy przed jej obliczem stawało zagrożenie. Był też kult tej władzy przez symptomaty świetności koniunktury i prosperity.
Liczącym się sensem egzystencji zwyczajnego człowieka był kult religijny, widzący siłę boską w przyrodzie, niewytłumaczalnych zjawiskach, w nadludzkich czynach, w strukturze tegoż świata, i ta gotowość oddawaniu czci bóstwu (tajemnicy) była charakterystyczne dla epoki hellenistycznej i rzymskiej. W świecie hellenistycznym uczestnictwo w kulcie było uczestnictwem w życiu politycznym państwa (miasta greckiego).Stąd zawsze polityka rezonowała w świadomości religijnej. Słowo boskie było na porządku dziennym, do stopnia jego profanacji, i przeszło nawet na kult żywego człowieka jako Boga ( cezarowie rzymscy).
Pośród tych przenikających się kultów, wymykał się w małej populacji kult monoteistyczny żydowski jako judaizm. Wykształtowany od czasów exodusu egipskiego, był religią regionalną ( a nawet rozwlekłą z uwagi na życie w diasporze ) spetryfikowaną, i mimo różnic w interpretacji, skutkującym rozłamami, jej dogmat był niepodważalny: był jeden Bóg który związał Przymierzem lud izraelski.
Z tego dogmatu od zarania szła pewna megalomania, wątpliwość i brak uzasadnienia dlaczego Bóg upodobał sobie jeden naród, potem stopniowo interpretacja dopuściła panowanie boskie na pogan. W rzeczy samej były to tylko prerogatywy proroków( doradców króla),czyli ludzka inicjatywa i wyobraźnia i postulaty. Sam judaizm w analizie Starego Testamentu jest ściśle powiązany z polityką, inicjatywa twórcza proroków rosła gdy pojawił się polityczny kryzys, utrata suwerenności, prześladowania. Postulaty religijne krzepiły serca, gdy suweren był w potrzasku, inspirowały ku większej ambicji i motywacji mało liczącego się narodu na arenie politycznej, umacniały wiarę w prymat Boga Jahwe i boski patronat nad ludem ( gdzie cierpienie idzie z intencji boskiej ),wszystko przez spekulację przymierza z Bogiem.
Autorka nie docieka dlaczego w egipskiej Aleksandrii, tak znaczącej aglomeracji w aspekcie kultury starożytnej, dlaczego nie w Atenach z całą obfitością spuścizny hellenizmu, albo jeszcze w innych ogniskach kultury tamtych czasów, nie wykluła się teologia która by przydała taki hegemoniczny prym jak chrześcijaństwo. Każda religia ma w sobie żądzę dominacji i agitacji, nie tylko przez sens i nośność swojej doktryny ale przez siłę kontestacji i zwalczania konkurencji. Narzędziem tej walki była silna argumentacja i indoktrynacja, technika zniechęcania, pogardzania i świętokradztwo.
Judaizm i chrześcijaństwo zarzucali konkurencji (poganom) bezecne rytuały, akty dziękczynne z krwi ofiar, sakralną prostytucję, obrzędy orgiastyczne, całe pogańskie zło, wynaturzenie i grzeszne życie, które po prawdzie było takie samo i z takim samym moralitetem jak u Żydów czy chrześcijan.
Bo ta pogańska religia ( inwersją może być że dla wyznawców innych religii poganie byli Żydzi albo chrześcijanie) nie był rozpustna i zła , miała aspekty etyki i dobra.
Chrześcijaństwo wyszło z judaizmu, jest jego dzieckiem i ma całą jego „genetykę”. Z kolei judaizm uformował się z naleciałości tradycji starożytnych cywilizacji, nie był odrębną wymyśloną doktryną, był kliszą całej starożytnej religijnej kultury, o czym świadczy Biblia. Pierwszy monoteizm wyrażał się w kulcie Boga Baala, który długo był rywalem Jahwe biblijnego. Ale politeizm musiał wraz z rosnącą świadomością ludzką i indywidualizmem wyrażanym tęsknotą do osobistej relacji i ochotą na jednoczenie się z bóstwem, musiał w końcu zaowocować transformacją w monoteizm.
Z Biblii wynika pewien socjologiczny schemat propagacji żydowskiej kultury: jakby cyklicznie w każdej epoce pojawiał się eklezjasta, lub erudyta (uczony w piśmie) ze swoja interpretacją ksiąg lub nową koncepcją lub wizją, gromadził wokół siebie akolitów, których zadaniem była propagacja jego nauki i jej zapis. Byli to najczęściej tzw. Prorocy ( chociaż nadużywa się tego słowa w aspekcie przepowiadania przyszłości) którzy zostawiali po sobie ślad w postaci nowej doktryny dla przyszłych generacji. Było to dziedzictwo żydowskie, dziedzictwo kultury, jakby kolejne apendyksy do konstytucji religijnej. Każdy nowy dogmat zsadzał się na poprzednich zapisach, jako fundamencie.
Zaczęło się od Mojżesza, który wyprowadził swój lud z diaspory, dał ludowi uzurpacje do samostanowienia na ziemiach Kanaanu i wprowadził pierwsze postulaty (Pięcioksiąg). W zwyczaju było, iż każdy prorok zapowiadał przyjście mesjasza (pomazańca boskiego),który zmieni całą niedolę egzystencji.
W przełomie dziejów prorokiem był Jan Chrzciciel ze swoja koncepcją chrztu, symbolicznego aktu katharsis, oczyszczenia z grzechów i z tą sama mesjanistyczną zapowiedzią. Z politycznego punku widzenia, dyskredytował wizerunek króla, zarzucał Herodowi zaślubiny z małżonką brata, co więcej domyślnie jego ingerencja w sprawy tronu i jego proroctwo idące w opozycji do konsensusu politycznego, stały się jego wyrokiem. Po nim był Jezus rabin, wprowadzający w swojej doktrynie novum : pojęcie Królestwa Niebieskiego, do którego uprawniony był każdy z żyjących jako boski dar i łaska boża ( w hellenizmie łaską bożą trzeba było sobie zdobyć ). Pojęcie w głębszej asocjacji było bytem transcendentalnym, ( znanym wcześniej z Biblii) niejako przywracającym chociaż mgliście sens ludzkiej egzystencji.
I znowuż podobnie jak w przypadku Jana Chrzciciela, doktryna była zagrożeniem ale zagrożeniem tym razem dla Judaizmu, odbierała religijne zaplecze, robiła zamęt dezorientację wiary stąd inicjacja żydowska zmierzająca do śmierci kontestatora.
Czy będzie to nadużyciem lub matactwem, jeżeli w chronologię wpisze się święty Paweł, chyba niesłusznie ze stygmatem apostoła, bo był w istocie autonomicznym propagatorem wizji chrześcijańskiej wprowadzając motyw zmartwychwstanie, wywyższenia ( wokół którego Jezus krążył ) jako nadrzędną tezę swojej nauki.
Znakomicie wyedukowany, faryzeusz a więc fanatyk judaizmu, znakomity mówca, jakby predysponowany do nauki misyjnej , odkrywa w tym swoja życiową pasję jakby profesję.
Rozgłasza pośród głownie pogan swój dogmat życia wiecznego.
Po św. Pawle był prorok Jan ze swoją Apokalipsą, jako kontynuator koncepcji Jezusa, ale idący jeszcze dalej w swojej wizji, opisujący ( w sposób fantazyjny )świat z perspektywy siedziby i optyki Boga.
Będąc w tym kontekście snuje się sugestia jakoby Jan Chrzciciel i Jezus, przynależeli do tej samej awangardowej sekty judaizmu. Zapewne gromadzili się w konspiracji w jakiś sposób, utwierdzali się w swojej nauce, przecież jeden i drugi głoszą dezyderaty bardzo podobne, jeden i drugi maja zacięcie rabiniczne i przywódcze i jakby w odgórnie ustalonej zmowie jeden zapowiada objawienie (przyjście ) drugiego.
Rzecz jasna autorka nie posunie się do takiej sugestywnej konstantacji, z racji iż w tej biblijnej interpretacji zajmuje pozycję neutralną, i daleka jest od spekulacyjnej refleksji, tym bardziej, że nie pozwala jej własne przekonanie wiary.
Nowy Testament jest stricto o początkach chrześcijaństwa. I w aspekcie jego genezy autorka jest sprawiedliwa w ocenie. Bo chrześcijaństwo w tak masowej pogańskiej populacji nie było zauważane, rodziło siew bólach, jak zauważa , kto w tych czasach, kiedy było tysiące wyroków i egzekucji pod jurysdykcją rzymską, (na niewolnikach, buntownikach, przestępcach, sam fakt ukrzyżowania Jezusa w asyście dwóch innych skazanych) przykładał wagę do jakiejś egzekucji burzyciela porządku, renegata i innowiercy. Jest przecież zasadą, że społeczność jest zawsze dualistyczna, kontrowersyjna w ocenie, naiwna i ambiwalentnie konformistyczna. W naszej dobie jest spekulacja wobec Smoleńska i to w społeczności racjonalnej, a co dopiero w społeczności starożytnej targanej przesądami, naiwniactwem, alogizmami. Było wielu uzdrawiaczy, hochsztaplerów, aktorów sceny ulicznej, rabinów, sekciarzy. Zapewne życie jerozolimskiej ulicy tętniło innym obrazem, była inna taktyka edukacji ( nauczyciel przychodził do zainteresowanych ),inny dostęp do informacji, była tradycja werbalnego przekazu, jako jej nośnika. Ile obecnie teorii spiskowych, a ile mogło być temu czasowi przydanych. Kto interesował się jakimś odłamem religii, kiedy codzienny egzystencjalizm przygniatał wszystko, jednym uchem weszło drugim uszło. Tym bardziej kiedy w środowisku silna pozycja faryzeuszy, pielęgnujących tradycję judaistyczne dbających o nieskalanie religii i obrzędów, była gwarantem konwencjonalizmu i mkonserwtyzmu. Tak jak dzisiaj dostrzega się po kątach ulicznych agitatorów wyznania Jehowy, łowiących ofiary, ze skutkiem co najmniej miernym, tak może i wtedy agitacja chrześcijańska nie była łatwa, wręcz budząca awersję.
Chrześcijaństwo wymagało czasu, wymagało ułożenia i ciągłej popularyzacji za pomocą demagogii. Na początku tępione z inicjatywy żydowskiej, zeszło do konspiracji. W latach 68-70 n. e. nastąpił regres, do głosu wszedł usuwany w kuluary judaizm z nowa wizja rewizjonistyczną.
W II wieki po 100 latach, nieco ukonstytuowane ewangeliami chrześcijaństwo znowuż sukcesywnie obrosło w siłę poplecznictwa, w wieku IV-tym z taką ekspansja opanowało Rzym, że aby zapobiec narastającym rozruchom społecznym, widząc miażdżącą siłę idei chrześcijańskiej Konstanty proklamował oficjalnie nowa religię.
Nie ma stricto historycznych zapisów o życiu Jezusa, oprócz tego co Józef Flawiusz historyk żydowski tych czasów ( 37-94 n.e ) aprobatywnie do zapisów w ewangelicznych odnotowuje faktograficznie pewne epizody życia Jezusa, niezwykłość tej postaci i początki chrześcijaństwa. Aczkolwiek są to strzępy informacji bez rozwinięcia, ale maję jeden walor, potwierdzają autentyzm zarysu tamtych wydarzeń. A zatem był Jezus, głosił swoja doktrynę, został skazany pod jurysdykcją Poncjusza Piłata, po śmierci jego uczniowie przejęli schedę zaszczepiając to co ich nauczono. Zapewne nie znał sensu tej nauki, a w plotce życia Jezusa po śmierci uznawał fanaberię werbalną propagatorów. W zasadzie zainteresowany był w życie polityczne narodu, gdzie ciągle swoimi ścieżkami szła myśl wyjścia z jarzma rzymskiej niewoli.
Wszystko zatem czerpane garściami jest z zasobu Ewangelii i dziejów apostolskich.
Autorka nie przydaje Ewangelii miana źródła historycznego, a w istocie nim jest, nie jest wdg niej biografią Jezusa, a w istocie jest po części. Jest to gatunek literacki niedookreślony, gdzie na bazie pewnych wydarzeń historycznych demagogicznie zakreśla się imperatyw wiary, jest literaturą agitacyjną, dla inicjacji wiary i szerzenia tej wiary.
Demagogicznie bo manipulacją starannie dobranymi faktami, przydając nieco konfabulacji, patosu słowem biblijnym, słowem boskim, mitologizacji, sensacji ewangelista osiąga swój zamierzony cel. A celem było ukonstytuowanie wiary, rozwój chrześcijaństwa w postaci obrzędów ( liturgia na wzór kanonu w Synagodze połączona z nowa sekwencją - eucharystią ).
Chrześcijanin okiem bezkrytycznym popatrzy na treści ewangeliczne, przyjmuje je bezpretensjonalnie jak aksjomat z nakazu wiary. Ateista bardziej skłonny do analizy, wyszukuje co może być intencjonalne, alegoryczne , ahistoryczne lub zgoła prawdziwe. Bo jaka była prawdziwa osobowość Jezusa, jest dla wszystkich tajemnicą ciągle nieodkrytą na dodatek be żadnej szansy trafienia jakąkolwiek dedukcją w prawdę.
Jego dzieciństwo, adolescencja, radzenie sobie z egzystencją są pustymi plamami. Jego aparycja, wdzięk, fizyczność, seksualność są pomijane, zaangażowania miłosne jakby ich nie było, w co trudno dać wiarę, tym bardziej gdy ma się dojrzały wiek do prokreacji. Dotyk, bliskość kobiety jest innym postrzeganiem ( ojcowskim ),jakby zasadą (z góry nadać tej postaci sacrum ) ewangelistów było kreować postać nieskalaną życiowym realizmem.
Dano mu cechy tylko preferencyjne, okradziono go z ludzkiego sensu życia ( praca, samorealizacja, zawód, miłosć, pasja…) i ludzkich emocji. Nie ma w nim żartu, śmiechu, paroksyzmu radości ( prócz jedynego pokazu złości w jerozolimskiej świątyni ),żadnej ludzkiej słabości, nie ma dyskusji o egzystencji, szarości tamtego dnia…treści ewangeliczne tylko i wyłącznie w kontekście etyki, moralności i wiary.
Był mówcą, a wiec posiadał zdolności krasomówcze, operował rabiniczną technika przekazu za pomocą przypowieści. Nie wiadomo jaka była jego dykcja, dźwięk i tonacja głosu, gestykulacja, ale był niewątpliwie charyzmatyczny. Niejeden zarzuci mu zbytnią pewność siebie niemalże narcystyczną, niejeden zarzuci mu arogancję i megalomanię, bo jakim niby prawem chełpi się być „ synem człowieczym”, obiecującym enigmatyczne miejsce przy Bogu w jego chwale, chełpi się być „królem nie z tego świata”, synem bożym. Ten jego nakaz, porzuć wszystko ( bogactwo, rodzinę, własną codzienność… ) i chodź za mną, określa jego apodyktyczność w znaczeniu pejoratywnym. Z drugiej strony jego nauka jest waloru ponadczasowego o miłości do ludzi i empatii, o życiu przykładnym według dekalogu i całej etyki biblijnej, co jest nośne i chwytliwe. Zresztą teologia judaistyczna sama w sobie była moralistyczna. Da się zauważyć , ze jest silnie wyedukowany w judaizmie, w nieco zmienionej formie używa wiele koncepcji zapisanych w księgach żydowskich, wcześniej dobrze przeanalizowanych i przetransponowanych metaforą na przypowieści z morałem z życia codziennego, jedynej strategii lingwistyczno-komunikacyjnej, trafiającej w pamięć odbiorcy.
Jest humanistą, i fanatykiem swojej nauki ( albo koncepcji sekty do której przynależał) rzuca pewnie aforyzmy, nad którymi się debatuje i szuka ukrytego sensu. Jego pasją jest mobilne kaznodziejstwo i mentorstwo, intencjonalny dialog z ludźmi, granie mędrca i odważnego emisariusza. Nawet mając świadomość konsekwencji swojej „działalności”, (unika jednego zatrzymania) protestu Sanhedrynu i knutego spisku ( bo nie wydaje się logiczne, że musiał o tym nie wiedzieć mając przy sobie taką asystę) naucza manifestacyjnie, a nie w konspiracji .
Można by na podstawie ewangelii, ulepić rys charakterologiczny, ale nikt nie zna w jakiej proporcji w kontekście trafienia prawdy ma zapis ewangeliczny Jego dzieciństwo, adolescencja, wiek młodzieńczy, są nieznane, ile jest prawdy ile hipokryzji.
Autorka zastrzega, iż przekaz werbalny jako tradycja mowy, nie była aż tak zniekształcana, starano się dochować zawsze sens i czystość przekazu, aczkolwiek wydaje się to watpliwe, zaciągając na ten przykład zabawę w głuchy telefon.
Największą kontrowersję wzbudzają przypowieści o czynionych cudach ( głownie uzdrowieniach) i rzekomy fakt zmartwychwstania ( wywyższenia). Jedno zwraca uwagę, bardzo często po uzdrowieniu pada fraza ”Twoja wiara cię uzdrowiła”, jakby warunkiem zaistnienia takiego kuriozum była silna wiara, i nieodmiennie ten kontekst religijny. Pośród interpretacji jest i taka, że autorzy Ewangelii celowo eksponuję przypowieści z cudami, aby uwiarygodnić w przekazie boskość i metafizyczność tej postaci, bo zgodnie z mentalnością tegoż ludu, czyn nadludzki jest z aksjomatu boski.
„Tajemnice należy przyjąć albo odrzucić” ( tak jak wiarę)peroruje autorka, z czego idzie konstatacja nie podjęcia w żaden możliwy sposób eksplikacji transgresyjnych zjawisk. Być może miał wyuczone dalekowschodnie (tybetańskie) techniki zdrowienia, a wystarczy jeden eksces, aby wieść szła ze zdwojoną siłą znacznie przekoloryzowana. Wszak antidotum na wszelkie nawet najmniejsze schorzenia nie było w aptecznym zasięgu, ale na porządku dziennym były praktyki szarlatańskie w sferze zdrowienia, w rozumieniu praktyk medycyny naturalnej.
Koncepcja zmartwychwstania autorka zauważa, rezonowało w hellenizmie, gdzie w VI wieku p.n. e. istniał już dualizm psychofizyczny: ciało i dusza, i to drugie po śmierci żyło dalej swoim życiem, chociażby w postaci reinkarnacyjnej. W judaizmie motyw pojawia się w Ezechielowej wizji ( kości powstaną),albo w proroctwie drugiego Izajasza w narracji o słudze Jahwe, albo w apokalipsach żydowskich apokryficznych ( podczas terroru hellenistycznego) w których mężowie stanu w uhonorowaniu są wzięci do nieba ( wysoko ),czyli podlegają w zasłudze wywyższeniu.
Wizja życia wiecznego, ten najsilniejszy argument doktryny wzięty żywcem z dawnych inspiracji i eksperymentów myślowych w okoliczności negacji (niepogodzenia) nagłej śmierci Jezusa, stal się orężem chrześcijaństwa i triumfem.
Nic tak nie wstrząśnie umysłami, w środowisku chłonnym na sensacje, cuda, zmiany, w środowisku wielu niewytłumaczalności, jak powstanie z martwych mentora, który każdemu pokazał w tym labiryncie pod nazwą jak żyć czytelną ścieżkę, podał receptę na wieczność.
Domniemanie autorki, ze coś musiało się wydarzyć ( pomijając już sugestię ewangeliczną: ukazywania się Jezusa uczniom przez 40 dni do momentu wniebowstąpienia z Góry Oliwnej),ze uczniowie poszli z takim impetem z ryzykiem utraty życia na całość głosząc nauki swojego mistrza
Ale taki był schemat dawnych szkół proroczych, grup wyznaniowych, to uczniowie nauczeni zindoktrynowani przejmowali sukcesję, głosili i pisali w poczuciu swojej misji i w dowód pamięci.. Czy aż takie było zagrożenie życia w głoszeniu ( dla innych herezji ) pewnego dogmatu, który de facto nie burzył porządku społecznego pod legatem rzymskim, jedynie stał w opozycji do utrwalonego judaizmu, który bronił się zawzięcie przed utratą dominacji czy atencji . Bo władzy rzymskiej ten stan rzeczy nie aż tak przeszkadzał ( popularyzowanie jednej z wielu w tamtych czasach mistyfikacji…),a władza Sanhedryny nie miała mocy arbitralno-egzekutywnej. Prześladownictwo rzymskie chrześcijaństwa w miarę jak rosło w siłę było potem faktem, ale w latach 33-50 n.e.( po śmierci Jezusa) kiedy cesarzami byli Tyberiusz, Kaligula, Klaudiusz, historia mało co wskazuje na tego rodzaju ekscesy.
Podobnie autorka idzie za przekonaniem, że w życiu św Pawła, który de facto popchnął nowy ruch teologiczny do rozwoju ( prawdopodobnie bez św. Pawła chrześcijaństwo nie miało by impetu się rozwinąć ) też coś się wydarzyło. Oto on piewca judaizmu, zatwardziały faryzeusz, tępiący te kruche zaczątki chrześcijaństwa , egzystencjonalnie i materialnie ustawiony Żyd z obywatelstwem rzymskim, podejmuje coś niezgodnego z sumieniem i preferencją, jakby z nakazu „boskiego”.
Nagle misje w imię propagacji nowej doktryny stają się jego profesją i pasją. Uderza do pogan, środowiska łatwiejszego w aspekcie agitacji, ale uderza z mocnym argumentem w garści, gwarancją zmartwychwstania, dotyczącym nie tylko mentora ale wszystkich. Zrazu życie poganina nabrało sensu.
Jakiż to epizod zycia zmienił jego nastawienie ?. A może ta, jako jedna z wielu egzegez.
Święty Paweł był Żydem wyedukowanym, miał erudycję, wiedzę do przekazania, własne refleksje. Nieraz tak bywa, że w człowieku odzywa się pasja i sens zycia w wolontariacie, w filantropii lub w służbie społecznej (polityka ). A św. Paweł miał wszelkie predyspozycje do posługi społecznej, a pole na którym mógł działać był judaizm lub nowy awangardowy nurt teologiczny. Struktury kapłaństwa judaistycznego były wypełnione, wiara umocniona, księgi zinterpretowane. Ale nowa doktryna była wyzwaniem, „ adrenaliną”, ryzykowna ale z wizją odnoszenia sukcesów. Jego listy były pełne aspiracji, nacechowane taktyką stanowczego apodyktyzmu idące z cech przywódczych osobowości.
Zanim wyruszył w misje był z wizytą u św Piotra, aby pobrać dyrektywy, nasycić się wszystkim tym co nowa doktryna niosła. Czy zatem w tej incydentalnej chorobie i „cudownym uzdrowieniu” doznał wizji czy wewnętrznego przekonania co ma robić w swoim życiu jeszcze niewypełnionym żadnym celem, ambicją czy marzeniem.
W argumentacji ateistycznej ukazywanie się pośmiertne Jezusa tylko uczniom ( żadnemu poganinowi się nie ukazał),wydaje się pokłosiem koncepcji ludzkiej, Bóg zapewne prowadziłby inną nieziemską strategię, ukazanie się ludzkości ostentacyjne i jawne i nad-zjawiskowe z rozmachem aby dać świadectwo swojej transcendencji i wszechmocy, i akurat nie w kolebce żydowskiej ale w miejscu o odpowiedniej populacji aby wywołać echo sensacji i ewenementu. W takiej analizie idzie myśl za myślą, po cóż ta śmierć Jezusa, niezauważalna tak po prawdzie w bycie codzienności, po której wszystko z nagła przeszło do porządku dziennego i tylko ta wyjątkowa konsolacja w gronie, które ta śmierć najbardziej dotknęła.
W rzeczonym temacie pole polemiki jest nieograniczone, ale żadnej autorka nie podejmuje z ostrożności i neutralności.
Kontrowersję rozbudza schemat indoktrynacji chrześcijańskiej. Do przekazu potrzeba żeru treści. Szukało się w Biblii znaków, interpretacji , ukrytych sugestii tego co mogło być antycypacją zdarzeń. I nie trudno było ich znaleźć , bo w istocie pomysły propagowane w tej nowej teologii szły tylko z biblijnego źródła.
Na ten przykład zwrot „zgodnie z pismem wszystko się dokonało” to znaczy jakby od dawna ułożono plan boży i zapisano w Biblii, i aby dać świadectwo apologetyk szukał na siłę w treściach biblijnych wszelkich symptomatów zdarzeń przyszłości : w VIII wieku prorok Ozeusz wysuwa tezę, „ ze Bóg nas zrani ł i dnia trzeciego na dźwignie i trzeciego dnia będziemy z nim”… tak więc trzeci dzień ( akurat dzień zmartwychwstania) staje się dniem pocieszenia . „przywrócenia życia”.
Koncepcja oddania życia za grzechy innych jako ten sens mesjanizmu Jezusa, była już w księdze Sługi Izajasza, który umiera za grzechy wszystkich.
Nowa grupa wyznaniowa potrzebowała organizacji w aspekcie struktury jak i schematu działania od strony technicznej: a więc kto miał zarządzać, kto wydawać dyrektywy, jaki miał być kult religijny, kto miał rozstrzygać konflikty, jaka winna być progresja rozwoju, jak wygłaszać nauki i o czym mówić aby trafić w serce agitacji i wyradzać wiarę…na pewno nad tym wszystkim myślano zakulisowo. Było ich dwunastu pod prymatem św. Piotra, już tym sugerowanym przez mistrza. Na początku w konspiracji ( domy prywatne, zacisza )spotykano się dla kultu, którym stała się modlitwa i liturgia wzięta z wzorca Synagogi , dodano tylko sekwencję Eucharystii ( przemianę chleba i wina w ciało i krew Jezusa) zgodnie z wieczerzą przedpaschalną. W czasie spotkań była nauka katechetyczna, nominacje, reminiscencje, deliberacje nad wiarą, jak również animozje i ścieranie się poglądów jak to było w zwyczaju bractw gminnych czy stowarzyszeń.
Zanim powstało cokolwiek na piśmie, w działalności misyjnej był przekaz ustny i i najlepiej było opowiadać o nim samym , o jego dogmacie, o życiu i śmierci, o ewangelii ( Dobrej Nowinie) dokładając całą teologiczna, biblijną symbolikę i swoje subiektywizmy. Zapewne przyuczono się aforystycznych zwrotów, nowej nomenklatury, jakiś chryzmatów które porywały słuchaczy.
W Dzień Pięćdziesiątnic w 30 r. n.e. ( 50 dni po świecie Paschy ) wykorzystując coroczną tradycje zastraszeni uczniowie wyszli po raz pierwszy z ukrycia I św. Piotr jak trybun wyszedł z oracją określając swojego mentora neologizmem : Nasz Pan Chrystus. W tej oracji była już inna retoryka i semantyka , o przygotowywanym Królestwie Bożym dla każdego, którego gwarantem był odeszły Jezus, o zasianiu medium w postaci Ducha Świętego pośród wszystkich w momencie jego wskrzeszania .
Adresatem byli : Żydzi i poganie ( wyznający inne kulty). Dla Żydów wychowanych na Starym Testamencie, z urodzenia wierzący w Judaizm, chrześcijaństwo było bardzo pokrewne i prawie tożsame, był ten sam Bóg praojciec. Kwestią sporną było czy uznać syna Bożego, klan boży na rozsądek ludzki był zachowany, ale przeszkodą sugestia dwóch bilateralnych kultów.
Faryzeusze dominujący w religii judaistycznej, stali po stronie czystości dogmatu, i oni byli w opozycji do rewolucyjnych zmian. Ciężko dociec dedukcją logiczną którzy byli bardziej podatni na agitacje. Św. Paweł miał problem z Żydami, preferował środowiska pogańskie, apostołowie aktywizowali środowiska własne.
Podług autorki, pierwsze proklamacje kerygmatyczne ( z treściami o Jezusie jako Zbawicielu) w mowach misyjnych były oszczędne, nierozwlekłe, aby frazą siadały w pamięć. Im bardziej sekretne pojęcia tym umysł przekornie natrętnie deliberuje nad ich sensem, a retoryka chrześcijańska była na wskroś awangardową, mistyczną manierą lingwistyczną.
Próby zapisu tejże nauki, były najpierw w formule prostej, aforystycznej, niczym jak broszury, pisano odrębne opowiastki o życiu Jezusa wtrącając jego uzdrowienia egzorcyzmy, o jego Męce, o nakazie chrztu. Powiedzenia Jezusa usystematyzowane w jeden zbiór rozsyłano w obieg, starożytność wbrew pozorom lubiła czytać ( pomijając fakt analfabetyzmu).
Ciągle był brak tej zbiorczej kwintesencji ujmującej wszystko jako całość. Czas nie lubi próżni, wreszcie rodziły się liczne ewangeliczne księgi, spośród zachowanych instancje kościelne przysposobiły cztery jako kanoniczne, reszta zwane apokryficznymi ( nieoficjalne)zostały odłożone bez atencji.
Najstarszą kanoniczną ( a ponoć wynika to z dedukcji treści) wybrano z pośród zachowanych ewangelię św. Marka, ( lata 65- 70-te n. e.) , potem Łukasza i Mateusza ( lata 80-85-te n.e.) i najmłodsza ( lata 90-100 n. e) podług św.Jana.
Ewangelie stały się jedynym źródłem świadectwa wydarzeń: życia i śmierci Jezusa. Nie ma żadnych afirmatywnych źródeł historycznych opisujących z takim zasobem treści o Jezusie. Historyk żydowski Józef Flawiusz zdawkowo potwierdza istnienie Jezusa, Poncjusza Piłata, arcykapłana Kajfasza, chrześcijaństwa, i wspomina jakby z dozą ironii o tej nowej religii, jakby zbyt fanatycznej i fanaberyjnej. Być może dopadnie archeologię łut szczucia i odgrzebie się jakiś historyczny dokument tamtych lat, który zmieni postrzeganie.
W interpretacji zachowanych ewangelii nie ma obiektywizmu, niezależnie kto ją podejmuje czy historyk z bezwzględnymi regułami czy gremium kościelne.
W aspekcie historii nie ma czystej apriori faktografii, każdy żyjący spektator danych wydarzeń odbiera je na swój sposób ( wystarczy tylko spojrzeć na nasz aktualny dualizm),każdy odnotowujący realia czyni to z pełnym subiektywizmem. Obecnie zapis historyczny ma wymiar dokumentu, ale nie wtedy.
W starożytności nie było żadnej świadomości potrzeby dokumentowania rzeczywistości. Zapisy miały bardziej znaczenie jako literatura na zapotrzebowanie środowiskowe ( hellenizm ) dla sensacji, dla euforii ( jak igrzyska),dla zabawy i śmiechu ( tragikomedie jako scenariusze na scenę modnego teatru) ) aczkolwiek były i też zapisy konsensusu politycznego przez historyków i to dość uporządkowane.
Zatem dlaczego żadne źródło historyczne nie dotyczy wydarzeń pierwszej połowy I wieku związanych z Jezusem, zakładając ich wagę. Czy postać Jezusa nie było aż tak zauważalna pośród gąszcza wielu samozwańczych głosicieli różnych prawd, rabinów, uzdrowicieli, szarlatanów, wyznawców własnych doktrynalnych sekt żydowskich, że nie była warta historycznego zapisu.
Gdyby nie apostołowie i św. Paweł, to kuriozum religijne poszłoby w zapomnieniu albo zgniecione innym substytutem doktrynalnym. Bo faktem jest , że ten świat o strukturze niewolniczej (pogańskiej),pragnął ( potrzebował zbyt słabe słowo) nadziei na inne życie. Nic tak nie wypełniało nadziei w świecie patu i niemocy jak sens życia wiecznego i wizja życia w innej utopii, i nadanie cierpieniu ziemskiemu miana bytu tymczasowego nawet intencjonalnego.
Nie byłoby żadnego zapisu ewangelicznego, bo byłby on bez sensu i dla nikogo.
Ewangelie zatem powstały niczym na zlecenie rozwijającego się chrześcijaństwa, jakby reformator zapukał do wydawnictwa prosząc o takie tendencyjne wydania, aby dać wiarę jego idei i aby ona poszła szumnie w świat. W tym konkretnym przypadku tendencyjne, czyli wbijające wiarę w nową doktrynę religijną dla jej ekspansji i werbowaniu zwolenników.
Ewangeliści z każdego źródła czerpali zasoby, z zasłyszenia, z relacji świadków, z plotki, z potoczystości codziennego języka, z istniejących zapisów pierwotnych, wczesnych zbiorów logiów ( powiedzenia)…na bazie minionych wydarzeń (historycznych),wprowadzając ścisłą selekcję treści, tworzyli literaturę dla krzewienia wiary, rozgłosu zadanych treści, ale treści wyjątkowych, o zabarwieniu metafizycznym (boskim).
Pisali skrybowie pod dyktatem redaktora czuwającego nad finalnym kształtem, mającym wywołać zamierzony skutek.
Według wiedzy autorki ewangelista Marek był asystentem (sekretarzem) św. Piotra, a wiec zapisał to co św. Piotr głosił, za jego życia lub po jego śmierci i wydaje się ona najbliższa prawdy biorąc pod uwagę zniekształcający charakter powielania cyklicznego, zwłaszcza w tamtych czasach nierestrykcyjnych w kwestii piśmiennictwa. Czy Marek mógł nieco konfabulować za aprobatą św. Piotra aby influencja była wyższa ?. A były to czasu rozrodu chrześcijaństwa, przy na każdym kroku sprzeciwie żydowski i mnóstwem wokół kultów, zwalczających się wzajemnie, jeszcze w napływie fermentu ze szlaków handlowych.
Podług wydedukowanej chronologii następną jest Ewangelia Mateusza. Była pisana po zburzeniu Jerozolimy i silnych następstw tego wydarzenia, kiedy postawiono veto wobec chrześcijaństwu, z oczywistych powodów, kiedy judaizm przechodził wewnętrzną metamorfozę na przetrwanie w obliczu nowych religijnych restrykcji idących z Rzymu.
Czy Mateusz postarał się aby akurat w takim chwiejnym czasie ( być albo nie być chrześcijaństwa) wnieść nowe akcenty i niuanse aby podnieść siłę rażenia treści. Mateusz poszedł cichą taktyką symbiozy judaizmu z chrześcijaństwem ( sam był Żydem ),aby nie sypać bierwion do ogniska niezgody wyznawców judaizmu z chrześcijanami, a zatem wyrażnienawiązywał do Starego Testamentu, W opisie życia Jezusa wzorował się po części na Ewangelii Marka, podobnie jak Łukasz ( stąd trzy Ewangelie bardzo zbieżne w treści zwane synoptycznymi).W kontekście, czy została napisana w grece, czy po aramejsku, czy semityzmy, aramenizmy zostały trafnie przetłumaczone, czy Septuaginta nie sprofanowała pierwowzoru…stawia się coraz to nowe hipotezy, co świadczy o braku materii dowodowej w każdej kwestii ewangelicznej.
Łukasz trzeci ewangelista jak wynika z listów św.Pawła był jego asystą podczas posługi misyjnej , z zawodu lekarz, żyjący w diasporze. Uległ charyzmatowi św Pawła i jego nauce, do tego stopnia, że po jego śmierci prowadził jej kontynuację. Data powstania Ewangelii i jej kontinuum w postaci Dziejów Apostolskich jest ciągłe sporna. Na poparcie jego silnej edukacji, jest stylistyka wyrafinowana, barwna, z dbałością o terminologię. Oprócz ewangelii Marka źródłem dal były logie z wczesnych ewangelii Tomasza i Filipa ( apokryficznych).
Czwarta Ewangelia św. Jana jako najstarsza jest przykładem ewolucji przekazu w kontekście nauki teologicznej: jeśli w dotychczasowych Ewangeliach synoptycznych pokazywano bardziej ludzką naturę Jezusa, w tej przypisuje się dosyć mocno stygmat boski, Jezusowi i jego ziemskiej misji z nakazu Boga Ojca. Ewangelie otwiera apostrofa w formule zapowiedzi i idąca z niej sugestia życia w poprawnym kodzie etycznym. Stylistycznie jest uboga, zachowana w opisach topografia nienagannie, a szereg opisów jest zbieżnych z ewangeliami Marka i Mateusza. Intuicyjnie wyczuwa się inne środowisko teologiczne, z którego wyrosła. W istocie nie w tym rzecz gdzie została napisana (Efez),przez kogo ( byłoby nadużyciem aby przypisać autorstwo apostołowi),ale rzecz kiedy, bo wskazuje ona na schemat procesu rewizjonistyczno-mistyfikatorskiego dotyczący chrześcijaństwa, które aby stać się silna doktryną religijną musiało zmieniać narrację w stronę większej spójności z transcendencją: więcej boskich znaków, nazwanie Jezusa synem bożym.
Tych znanych czterech ewangelistów-teologów ( a było ich wielu) pisało na potrzeby wspólnoty chrześcijańskiej, z którą obcowali w obrzędach rytualnych, a nie brew pozorom na zapotrzebowanie społeczne lub dla zapisu historycznego dla przyszłych generacji.
Podobnie jak Judaizm miał Stary Testament, z kanonem teologicznym, młoda doktryna potrzebowała swojego expose. Te doktrynalne księgi każdej z tych religii z założenia konsekrowane, miały charakter profetyczny ( judaizm –prorocy, chrześcijaństwo- ewangeliści) przepowiadający przyszłość , eschatologiczny kształtujący wizję końca życia na ziemi i wreszcie ekumeniczny, jednoczący akolitów. Teksty z założenia miały mieć pragmatyczny wymiar.
Przewodnią tematyką literatury chrześcijańskiej są perypetie jej bohatera, życie Jezusa i jego ideologia.
A życie tej jednostki, było wyjątkowe z racji niesłusznej młodej śmierci, zadanej jakby linczem przez ludzi nie z racji przestępstwa, ale sprzeciwu wobec wolności słowa. Była obiektywnie wynikiem trendu zapiekłego ścierania się doktryn religijnych i walki o dominacje religijną. A w środowisku żydowskimi na dodatek zniewolonym i z potrzebą akurat wtedy manifestacji własnej tożsamości w tradycji religijnej traktowanej niejako dorobek kultury, fanatyzm judaizmu nie pozwał na żadne świętokradztwo wobec spetryfikowanych tez i profanację tradycji.
Ten swoisty trend , kiedy judaizm, został zdjęty ze ścieżki wiodącej na boczny tor, a chrześcijaństwo objęło stery przybrał na sile w formie tępienia pogaństwa które trwało( ile razy z przelewem krwi…) całe 2000-ce lat.
Nowa ideologia dla publiki z reguły analfabetycznej, nieoczytanej musiała być komunikatywna i czytelna. Stąd 40 –ci przypowieści ewangelicznych opartych na pewnej celowej konstrukcji porównawczej: brano przykłady z rzeczywistości codziennego życia, i na nim budowano zamyśloną myśl , intencję którą chciano przekazać, niejednokrotnie myśl wyższego rzędu irracjonalną, boską.
Dla okrasy fabularnej kiedy chimera literacka ponosi, kiedy Jezus staje się formalistycznie synem bożym, należało za jego życia naznaczyć symptomaty tej boskości. Taki też kreślony jest wizerunek Jezusa w każdym przypadku. Nawet werbunek uczniów ma w sobie coś z nienaturalności, wszak fraza „poszli za nim” oznacza rzucenie całej egzystencji: rodzin, zawodu, nawyków. Nie mówi się nic o uczniach w kontekście ich egzystencjalizmu: pomija się ich relacje rodzinne, ich związki z kobietami, relacje społeczne: przyjaźnie, koleżeństwa, funkcje społeczne zobowiązujące … jakby każdy z nich był wyłączony z życia społecznego i predysponowany do jednej posługi.
Każdy czyn nienaturalny: uzdrowienie, skuteczne egzorcyzmy, wskrzeszanie, zdarzenia namnożenia jadła, inne zjawiska tajemne podczas działalności Jezusa mają w ewangeliach piętno cudu boskiego. Nauczał i czynił cuda, a słuchacz cud kojarzył z ingerencją boską.
Ale niemalże warunkiem cudu była wiara, jakby ewangelista przedkładała odbiorcy intuicyjnie jak ważna jest ta świadomość we wspólnocie. Motyw wiary w ewangelii jest mocnym argumentem prozelityzmu.
Ale w tym kontekście autorka nie całkiem milczy, niby daje wszystko pod rozwagę i przekonania recepcji, wzbraniając się od stronniczości w kwestii wiary, ale wyczuwa się podskórnie inną argumentację idąca za logiką i dedukcją.
Nie bez powodu Nowy Testament połączono ze Starym dając świadectwo, że oba gatunki spuścizny teologicznej są sobie pokrewne i jeden wynika z drugiego, i sama autorka dokonuje interpretacji Biblii przez Biblię.
W Starym Testamencie są fundamenty nowej doktryny, pożąwszy od obrzędu chrztu który jest powzięty z księgi Ezechiela ( zapowiedź oczyszczenia, skrapiania wodą i tchnienie ducha),przyjście Jezusa dla zbawienia, co w proroctwach starych ksiąg wiązano z zapowiedzią przyjścia mesjasza, śmierć Jezusa zgodnie z pismem za grzechy ludzkie, czego pierwowzór ukazano w księdze sługi Jahwe.
Nowy Testament zamyka hucznie Apokalipsa św. Jana, naszpikowana symboliką i alegoriami w kontekście wizji eschatologicznej. Egzegetycznie przewertowana na dziesiątą stronę w każdym wieku, epoce przez każdy rozszczep chrześcijaństwa.
Żydowskie Apokalipsy Starego Testamentu rodziły się w okresie prześladowania religijnego, tak i w danym przypadku uprawdopodobnia się okres powstania apokalipsy janowej w czasie autokracji i despotyzmu cesarza Domicjana pod koniec I wieku. Na dodatek w okresie kiedy utrzymujący się posmak porażki po powstaniu żydowskim ( lata 70-te n.e.),chrześcijaństwo przeżywające czas detronizacji i wykluczania w imię ratowania judaizmu, wymagało wsparcia i popularyzacji, Czy autorem był ewangelista św. Jan, rzecz sporna aczkolwiek możliwa.
Autorka metodą kryterium porównawczego zestawia aspekty i charakter tych odmiennych gatunków literackich: pism proroczych Starego Testamentu i apokalipsy, dochodząc do kilku konkluzji. Prorocy pisali w imieniu Boga, apokalipsa była pisana stricto dla ekscytacji czytelnika: prorocy nawoływali do ekspiacji i nawrócenia, apokalipsa kładła nacisk na wiarę w Boga ( on pojawia się nawet w formule trynitarnej jako Bóg Trójjedyny) manifestując jego wszechmoc; prorocy zapowiadali nadejście Jahwe, apokalipsa kreśliła wtargnięcie Boga w ziemską rzeczywistość; prorocy przedstawiali wizje proste, apokalipsa operowała wizjami w pogmatwanej wieloznacznej symbolice ( gdzie symbolem jest kolor, liczba, obraz).
Apokalipsa żeruje na spuściźnie Starego Testamentu, zapożycza całą jego konceptualność twórczą ( bestie).Wizja Jana barwna, baśniowo-dziecinna, naiwna, rzuca optykę na ówczesną świadomość teologiczną jakby rojoną i irracjonalną. Święty Jan przypisaniem sobie wizji identyfikuję się z rolą Mojżesza, to on dostał boską plenipotencję przyjrzenia się „światu niebiański emu„.
Apokalipsę należy traktować w kategorii literatury religijnej jako pewną fanaberię ( tak jak literatura fantastyczna). Nie ma waloru historycznego, ani po prawdzie też waloru agitacyjnego. Jest świadectwem ludzkiej imaginacji tamtych czasów, spowitej nieokrzesaną prostą nieokrzesaną myślą, z drugiej strony zaś w kontekście ewolucji literatury jest prawzorem jej parabolicznego wariantu.